You are on page 1of 2

Adam Naruszewicz, Satyry

Chudy literat
Któż się nad tym zadziwi, że wiek jeszcze głupi?
Rzadko kto czyta księgi, rzadko je kto kupi. – autor cytatu nie znany
[W Chudym literacie znaleźć można nieco reminiscencji pierwszej satyry Boileau (Inc. Damon ce
grand Auter, dont la Muse fertile…) oraz pewne zbieżności problemowe, dotyczące losu literackiej
braci w ówczesnym społeczeństwie]
Rozmowa dwóch mężczyzn, z których jeden jest tytułowym „chudym literatem”. Jego towarzysz drwi
z jego biedy, która towarzyszy przecież całkiem niezłemu rozgłosowi i uznaniu wśród ludzi. Literata
nie cieszą te słowa, ale jest świadom swojej trudnej sytuacji. Zaufawszy mecenasom i drukarniom, nie
zyskał wiele, a można nawet powiedzieć, że stracił. Nie ma chętnych na kupno jego prac – dużo
łatwiej jest przeżyć będąc szalbierzem, błaznem czy byle jakim pochlebcą, gdyż takich panowie
chętnie utrzymują. Pisma literata mogą posłużyć co najwyżej jako opakowanie na jedzenie. Pisarz
stwierdza, że wolałby chyba utrzymywać się z gry w karty (mariasza) i opisuje, jakie piękne stroje
mógłby nosić, gdyby trudnił się takim „rzemiosłem”. Fortuna czuwa nad karciarzami, a Apollo,
opiekun sztuki, daje artystom nędzne podarunki, brak zdrowia, niepomyślność. Gdyby kupowano
księgi, literaci mogliby może jakoś wyżyć, tymczasem każdy wolałby zyskiwać darmo. Polacy
owszem, czytają, ale nie „pisma pożyteczne”. Literat układa na bieżąco sprzeczkę między szlachcicem
a księdzem. Pierwszy uważa, że to kapłani powinni czytać, bo mają na to więcej czasu, będąc
nieżonatymi i nie mając dzieci. Drugi odpowiada, że szlachta to chciwcy, pijacy i próżniacy, którzy
nawet nie spełniają już obowiązku obrony ojczyzny, więc to oni mają więcej czasu – krytykuje
szlacheckie zwyczaje: wetowanie podatków, pożądanie urzędów, chlubienie się z samego herbu i
nazwiska, niechęć do nauk. Literat kwituje, że spór taki trwa, ale obie strony „nie wiedzą nic o Bożym
świecie” i tylko wymawiają się od czytania. Następuje wielkie wyliczenie różnych grup społecznych:
chłopi, rzemieślnicy, mnisi, księża, kupcy, palestranci, szlachcice, dworacy, żołnierze, mężczyźni i
kobiety, starcy i młodzieńcy – oni wszyscy mają swoje zajęcia, nie mają czasu się dokształcać (i
wspierać literatów finansowo :P). Pada stwierdzenie, że ze wszystkich grup „Chłopi tylko a kupcy są
obywatele”. Przytoczona zostaje obszerna scenka
o szlachcicu, który w Warszawie chciał co kupić przy straganie z książkami. Kazań nie chciał, uważał,
że są dobre tylko dla księży, którzy sami nie potrafią powiedzieć nic do rzeczy; Tacyta odrzucił, bo
jest niezabawny i pogański; Sejm szatański wpierw błędnie kojarzy z tym, co „po radomskiej […]
nastąpił radzie”, a usłyszawszy prawdziwą treść (sat. sowizdrzalska o przygodach Lucyfera i biesów),
staje się niechętny, bo to „coś bardzo strasznego”; Przyjaźń patriotyczną nazywa szalbierstwem, bo
według niego teraz wszyscy mądrzy dbają tylko o siebie; Wiersze nazywa błazeństwem, Polskie dzieje
kwituje tylko wyzwiskami pod adresem autorów, który usunęli z kronik „i Wendy [Wandę], i Lechy”;
nie interesują go też pozycje takie jak O gospodarstwie, O rządzie Europy, a nawet kalendarz (tu
szlachcic krytykuje, jak się zdaje, Kalendarz polityczny dla Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa
Litewskiego Grölla, ponieważ wymieniono w nim tylko urzędników państwowych, pomijając
grodzkich
i ziemskich). Deklaruje szlachetka swoje przywiązanie do czysto tytularnego stanowiska podstolego
wendeńskiego. Ostatecznie kupuje „Receptę do dryjakwi […]” i właśnie „[…] kalendarz nowy”.
Według literata ludzie są pogrążeni w próżniactwie, zabobonach, przesadzonych fantazjach,
bezmyślnych rozrywkach i przez to nie odczuwają potrzeby rozwijania się. Wielu jest dwulicowych,
nieautentycznych – gotowi są zrobić wszystko dla materialnego zysku. Utwór kończy się
zauważeniem, że w jednym z kalendarzy (nie ustalono jakim) na końcu znajdują się [CHYBA] utwory
literackie, wśród których może znaleźć się i coś od [Naruszewicza czy bohatera utworu-literata?
Trudno to ustalić]. Biedującym literatom pomocną może się okazać znajomość z księdzem F.
Bohomolcem (który wydał Dzieła Naruszewicza w 1778 r.).
Reduty
[reduty – bale maskowe, które odbywały się w specjalnych lokalach rozrywkowych, dostępnych, za
wstępem, dla szerokiej publiczności. Rozpowszechniły się bardzo w Warszawie od czasów panowania
Augusta III] → dzięki maskom ludzie niskiego stanu mogli bawić się ze szlachtą bez urażania niczyjej
dumy.
Narrator na wstępie zauważa z przerażeniem (być może udawanym), że reduty, czyli bale maskowe,
nie skończyły się nawet wraz z nadejściem postu. Szybko jednak okazuje się, o co naprawdę chodzi.
To życie publiczne w Polsce podobne jest do nich, ponieważ wszyscy przybierają oblicze
nieadekwatne do ich stanu, obowiązków czy narodowości („Skacze Polak na jednej nodze, obcy
grają”). Najwięcej obłudników wskazuje narrator w kościele i na dworze („Boga, króla, przyjaciół
obłudą zwodzili”). Przedstawiona zostaje sylwetka szlachcica, który bogato się prowadzi i nosi
szykowny strój, który mógłby sugerować, iż jest to wielki pan, jednak mamy do czynienia z
przedstawicielem gołoty (szlachty nieposiadającej), który zadłuża się jak może, aby utrzymać swoje
wygórowane standardy życia. Mężczyzna zaprzepaścił cały rodzinny majątek, wiodąc hedonistyczny
tryb życia, podróżując bez celu. Ma nawyk zadłużania się na prawo i lewo, jeśli tylko ktoś jest skłonny
pożyczyć mu jakąś sumę. Gdyby wszyscy wierzyciele się sprzymierzyli, zostawiliby szlachcica z
niczym (zdarliby maskę szlachcica
z obdartusa!), ale powstrzymuje ich respekt. Prawa też sprzyjają ludziom obdarzonym tytułami
i pozwalają im wykorzystywać finansowo przedstawicieli niższych stanów. Kolejną postacią jest
„buczny junak”, „Mars maskowy”, człowiek z pozoru bitny, lubujący się w pojedynkach czy prostym
wymachiwaniu szabelką na ulicy. Jego odwaga jest fałszywa – „Przy kuflu za ojczyznę łba nadstawia
chutnie. / Gotów umrzeć. A czemu? Że mu nikt nie utnie”. Kiedy pojawia się prawdziwa potrzeba (tu:
najazd tatarski), nagle przestaje być chojrakiem i wykręca się od czynnego udziału w działaniach
zbrojnych, np. ukrywając się w klasztorze. Narrator uważa go za godnego nie atrybutów rycerskich,
lecz raczej niewieścich, nie dorównującego legendarnym Sarmatom, których potomkiem chciałby się
widzieć. Następny pojawia się „pierwszy minister króla Faraona”, czyli hazardzista, który jest dumny,
iż zdołał wiele wygrać. Narrator jednoznacznie ocenia hazard jako plagę narodu, która staje się
marnotrawstwem majątku, źródłem ubóstwa i tragedii wielu ludzi. Kolejny wskazany zostaje
hipokryta, człowiek udający pobożnego. Utrzymuje dobre relacje z duchowieństwem, miesza on wiarę

z zabobonami, samemu będąc niejako przedmiotem kultu zwiedzionych prostaczków. Daje jałmużny
na klasztor, unikając jednocześnie spłacenia długów; samemu jest lichwiarzem, udając pobożnego;
gorszy się postępkami, których sam skrycie się dopuszcza; każdy post rekompensuje sobie później
nieprzystojnym nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu; chodzi do kościoła, ale też do domów
publicznych (dzielnica Nalewki). Przedostatni bohater to człowiek dwulicowy, niestały, zmieniający
szybko poglądy polityczne czy modę. Jest niepoprawnym pochlebcą, każdemu mówi to, co chciałby
usłyszeć w zależności od tego, gdzie akurat przebywa. Zostaje przez narratora porównany do
kameleona – mówi on, że wolałby jednoznacznego wroga niż takiego obłudnego przyjaciela, który
przynosi tylko przykrości i niebezpieczeństwa („Wpadłem w [dół] słomą kryty, minąłem otwarty”).
Przytoczony zostaje obraz szykownej damy, która podróżuje z l’abbe (Francuzem-księdzem lub
przybłędą takowego udającym). Jest ona beztroska i poprzez zwrot do niej narrator ironizuje, że
kobiety potrafią osłodzić życie nawet wtedy, kiedy kraj w potrzebie („przy zgodnie / Cieszym się.
Brzęczy mucha, kiedy w miodzie tonie”). Utwór kończy się gorzkim zwrotem, jak się zdaje, do ogółu
społeczeństwa. Maluje się przed nami obraz rozpasania, braku szacunku do berła, zatraty sumienia,
skupienia raczej na błahych modach i szykowności niż na moralnej cnocie, obojętności na los kraju,
lekceważenia rzemiosła wojennego przez szlachtę. „Udawszy bajkę obcą, więcej łzy nie kanie: / W
równych względach od niego Polska i Trojanie” – ten fragment szczególnie podkreśla oderwanie
salonów od rzeczywistości. Wielu jest fałszywych i zepsutych, podczas gdy jutro jest niepewne.

You might also like